Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

widząc niebezpieczeństwo krzyknęła do towarzysza: trzymaj się dzwonków! Góral usłuchał i kierował ciągle konia między dzwonkami, do których Dziwożony, przez jakąś tajemniczą własność tego kwiatu, przystąpić nie mogły; kiedy więc musiały kołować, przez ten czas uciekający, mając drogę prostszą, wymknęli się z dziczy i do wsi dobiegli.
Dziwożony, podobnie jak Rusałki, śmiałe są tylko z kobietami, lękają się mężczyzn. — Zdarzyło się raz, że góral nadybał Dziwożonę w swojéj rzepie, po prostu na kradzieży. — Dziwożona zdołała się wymknąć, ale została w ręku górala jéj czapeczka: nieboga przybiegła w wieczór pod jego okna i śpiewała żałośnie:

Chłopeczku, chłopeczku wróć moją czapeczkę,
Nie będę już chodzić na twoją rzepeczkę.

I tak go błagała dopóki jéj nie oddał zdartéj czapeczki.
Dziwożony miały zapewne i mężów, ponieważ miewały dzieci, ale tego szczegółu rozjaśnić sobie niemogę, nic o tém dotąd nie słyszałem.
Nie wiem jaka była obszerność ich dziedziny, czy obejmowała całe Podhale, czy jego część pewną; to tylko niewątpliwe, że Dziwożony przemieszkiwały w okolicach Łopusznéj. Pokazywano mi pieczarę, gdzie przed laty miało być główne siedlisko Dziwożon. Leży ona w urwistym boku Małogóry, na polach Łopusznéj, nad potokiem zwanym takoż Łopuszną. Otwór pieczary zawalony dzisiaj takiemi głazami, że