Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

Tatrami, iż ku krajom Tatarskim nadała się; nazywają się i Beskidami. Widać z nich na mil 20 a czasem 30 gdy wypogodzona aerja. Kamień stamtąd rzucony, niżeli się stoczy na dół, wiele inszych ruszy z sobą w kompanji. Śniegi tu po całém leżą lecie, sensim czernieją, w jakieś obracają się robactwo. Dzikich kóz na nich mnóstwo, nie nogami chodzących, ale na rogach się od gałęzi i skał zawieszających. — Rodzą się w nich kryształ, djamenty, różne metale, według Szentywaniego. Na samym wierzchołku gór jest źródło a raczéj jezioro, Oculus maris zwane, gdzie sztuki statków morskich często wypływają, znać że z morzem ma komunikacją.»
No, pomyślałem sobie, dotąd nie powlokłem jeszcze Tatrów taką tajemniczością jak autor Nowych Aten, nie zaszedłem jeszcze tam, gdzie on dobiegł, mogę iść daléj; utwierdził mię w tém przedsięwzięciu drugi ustęp:
«W ziemi Sandeckiéj, wyższéj, jest między górami źródło, które ma tę własność, że jak kto z niego wody nabierze, to zaraz niebo się chmurzyć zaczyna.»
Tego nie dosyć. W towarzystwie podobnego pisarza mogę się na wszystko odważyć, a brak powagi z głębokiéj nauki i z cytacji znakomitych, zastąpię szczerą wiarą w niezaprzeczone dla mnie istnienie świata duchowego, najmocniejszém przekonaniem, że we wszelkiém wierzeniu ludu, we wszelkiéj baśni