fności, która jest prawie wrodzona siermiędze ku sukni z kołnierzem. Zetknąwszy się raz sercami, coraz bardziej zbliżaliśmy się wzajemnie, miłowali się i poznawali.
Wszakże mój zamiar nie ograniczał się tem jedynie, aby z nich wybadać co mi było potrzeba; założyłem sobie także odkryć im co oni wiedzieć powinni. Stosownie do tego postępowałem, i dobrze na tem wyszedłem Obiedwie czynności tak się wspierały wzajemnie, że obu celom stawało się zadość. Dowód tego powodzenia miałem dotykalny byłem jak pomiędzy swoimi. Znajomości moje rozchodziły się kręgiem coraz obszerniejszym; wieś wsi, ludzie ludziom podawali mię kolejno, tak przejrzałem całą okolicę Podtatrzańską, tak doczekałem wiosny i wszedłem w osnowę zdarzenia, które chciałbym opowiedzieć szczegółowiej nieco i z całem wrażeniem jakie mi po niem zostało.
Właśnie czerwiec się zaczynał. Błękit nieba płowiał gorętszem co dnia światłem: ziemia w bujniejszą porastała zieloność. Tatry, płukane ciepłemi deszczami, wycho-