— Jużci że to on sam. Stach zagrał, Juzek wspomniał, i oto jest.
— Juhasy! juhasy! — zawołał Kuba, który uchodził za poważnego między swoimi — zły macie zwyczaj gadać pod noc o takich rzeczach. Ja zaraz wiedziałem, że głupia gadanina Juzka nie skończy się ni siak ni tak. A teraz moja rada, żebyście już o tem skończyli.
— Ba, ba! — zawołali niektórzy — cóż nam może stać sie gorszego jak się stało. Poszedł jak przyszedł. Ale co gra to gra. Takiemu skrzypkowi nie żal sypnąć krajcarami.
— Ej! nie żartujcie — podchwycił milczący dotąd Antek, — kiedy nie wiecie z czego żartujecie. Ja nie żartuję, bo ja coś wiem.
— Co ty wiesz? Może wiesz kto on jest? Może go znasz? — zapytano ze wszystkich stron.
— Ja czy znam, czy nie znam, ale są ludzie co go znają. A słyszeliście wy o Strasznym Strzelcu? —
— On że to? myślisz? —
Antek potwierdził skinieniem głowy.
— To dzięki Bogu, nic nam się złego nie stanie; wszak my nie strażniki. On lubi góralów, on nasz brat. —
Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/30
Ta strona została uwierzytelniona.