Strona:Seweryn Goszczyński - Straszny Strzelec.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

ten ścisnął mi serce niewymownym bólem ale była to dopiero przegrawka do pieśni najbolejśniejszych uczuć.
Widząc chorego w usposobieniu łagodniejszem, puściłem ręce, które dotąd trzymałem, przywiodłem go nadto do tego, że usiadł na jednym z głazów nadbrzeżnych. Po krótkiem zamyśleniu się, znowu zaczął mówić, niby do siebie:
— Dziwna rzecz! powiedział wyraźnie, śmierć twoja u źródła białego Dunajca; znajdziesz ją, zobaczysz żonę. Ani śmierci, ani żony. Kto wie, może już przyjechała? — Zwracając się potem do mnie: — Może ty wiesz o tem? Powiedz. Ale ty jej nie znasz. Nie znasz; a jednak widzisz ją tutaj! — I pokazał na czoło. — Tu zawsze jej obraz, gdzie tam! obraz, ona żywa tutaj. Mógłżebym ją zostawić, żyć bez niej choć chwilkę. Wziąłem ją z sobą. Ona sama nie wie o tem że jest ze mną. Wszak mi przyświadczysz? Widzisz ją? Nie widzisz. A! prawda, musiała odejść — do dzieci. Ach! żebyś wiedział co to za matka! A to tak daleko i tak pilnują! Słuchaj, czy nie mógłbyś jej sprowadzić? Wy górale! lud dowcipny. Sprowadź ją choćby czarami. Dam ci co zechcesz. Ja wiem, że to trudno. I daleko i pilnują. Ale będę ją