twoja żona po wsi i sprzedaje. Gdy sprzedacie jedne, kupcie drugie za uzyskane pieniądze. Będzie wam szło dobrze, więc przeniesiecie się potym do miasta i założycie sklep, a Szczęście będzie wam służyć zawsze.
Szczęście Wojciechowe poszło dalej, ale Stanisław nie brał już zboża bratu, lecz czymprędzej wrócił do domu i położył się spać. Jednakże nie mógł usnąć, tyle różnych myśli przychodziło mu do głowy. Myślał o handlu, o sklepie, układał sobie, jak to będzie prowadził interesy i dorabiał się majątku. Całą noc nie zmrużył nawet oka. Rano opowiedział wszystko żonie, co mu się w nocy przydarzyło, więc ucieszeni tym, że znajdą swoje Szczęście, wybrali się zaraz na zarobek.
Wieczorem gdy wrócili do domu, przyniosło każde z nich po trzy szóstki zarobku. Z temi pieniędzmi poszła na drugi dzień rano żona Stanisława do miasta, aby zrobić tak, jak im Szczęście Wojciechowe poradziło. Wróciła dopiero wieczorem z garnkami i z pieniędzmi. Gdy się jej mąż pytał, co tak długo robiła, odpowiedziała:
— Nakupiłam mniejszych i większych garnków pełny koszyk, no i zaczęłam chodzić z niemi od domu do domu i sprzedawać, bo wszystkiego nie było poco nosić tu z sobą. Handel szedł dobrze, sprzedałam połowę towaru, a utargowałam już papierka; jeszcze mnie jaki taki pożywił. Jutro znowu sprzedam resztę, a potym pójdę do garncarza po nowe.
Stanisław bardzo się tym ucieszył, i odtąd obydwoje zaczęli handlować. Szło im dobrze, wkrótce też przenieśli się do miasta, a za trzy lata założyli sklep korzenny. W mieście służyło im Szczęście i w niedługim czasie dorobili się pięknego majątku.
Kiedy tak dobrze powodziło się Stanisławowi, pomyślał Wojciech, dlaczegoby i on nie mógł popróbować handlu i jeszcze zwiększyć swego majątku. A że nie miał dużo gotówki, odprzedał bratu cały swój majątek na wsi i otworzył w mieście wielki i piękny sklep bławatny. Nie wiodło mu się tu przecie tak, jak dawniej, bo Szczęście jego zostało na wsi. Zamiast zarabiać, tracił ciągle; zamiast przybywać, ubywało mu ciągle grosza. Wreszcie gdy już prawie wszystko stracił, gdy majątek jego był wart zaledwie sto papierków, poszedł do brata i prosił go, żeby mu wydzierżawił grunta swoje we wsi, a za to zabrał sobie resztki towarów ze sklepu.
Stanisław zgodził się na to i teraz dopiero powiedział bratu,
Strona:Seweryn Udziela - Opowiadania ludowe ze Starego Sącza.djvu/22
Ta strona została uwierzytelniona.