że Szczęście jego zostało na wsi, dlatego mu się w mieście nie wiodło. Opowiedział mu też całą historję o tym Szczęściu. Wojciech wziął się pilnie do pracy na wsi, i znów mu służyło Szczęście tak, że za pięć lat odkupił od brata swoją zagrodę.
Jeden król miał dwunastu synów, ale najmłodszego kochał najbardziej, czego mu znowu starsi zazdrościli. Miał ten król taką łąkę, na której rósł piękny jedwab. Cóż z tego, kiedy każdej nocy ktoś ten jedwab pomierzwił, łąkę wydeptał, a trudno było wiedzieć, kto to taki. Król kazał łąki pilnować i wysyłał tam na noc wartę, ale i to nie pomogło, bo żaden żołnierz nie widział nikogo na łące, a łąka była zawsze rano wydeptana.
Tak tedy król zawołał synów do siebie i powiedział im, że skoro nikt nie potrafi upilnować jedwabnej łąki, będą oni kolejno chodzili na wartę, a może się im uda złapać tego, co jedwab psuje, albo przynajmniej dowiedzieć się, kto jest ten szkodnik. Na pierwszą noc miał iść najstarszy, potym młodszy i tak dalej, aż na dwunastą noc przypadnie kolej na najmłodszego.
Zaraz też gdy noc nadeszła, przypasał najstarszy królewicz miecz do boku, siadł na swego konia i pojechał pilnować łąki. Całą noc czuwał nadaremnie i łąkę objeżdżał dokoła, nikogo nie zobaczył, a spostrzegł rano, że łąka była znowu stratowana, jak zawsze. Zgniewany wrócił do domu i powiedział ojcu, że skoro on nie upilnował jedwabiu na łące, to go już nikt nie upilnuje. Na drugą noc pojechał na wartę drugi z kolei królewicz, ale tak samo nic nie zrobił, jak najstarszy. Również nadaremnie pojechał trzeci, czwarty, piąty i jedenasty, aż przyszła kolej na najmłodszego. Starsi bracia z drwinkami mówili mu, że on to pewnie dopilnuje ojcu łąki i śmieli się z niego.
Chciałby on upilnować jedwabiu, ale był pewien, że skoro. się to nie udało starszym braciom, to i on nic tam nie zrobi Wieczorem poszedł do swego konika do stajni, usiadł na progu i czekał, aż ten zje obrok, aby potym siąść na niego i pojechać na wartę. Siedział zamyślony i smutny, bo nie wiedział, co uczynić, aby już raz nie pozwolić robić szkody na łące ojca. Wiedział to konik, bo był to jego anioł-stróż, więc się odezwał: