A bracia także nalegali, ale im rozchodziło się tylko o to, aby się pozbyć najmłodszego.
Zmartwiony i smutny sposobił się do drogi, a nim się wieczorem spać położył, poszedł, jak zwykle, do stajni, do swego konika, popatrzeć, czy mu czego nie brakuje. Skoro go ten zobaczył, przemówił:
— Nie smuć się, królewiczu, ja cię zaprowadzę i dopomogę, że będziesz miał tego konia ze złotemi podkowami. Kup tylko siedem mocnych skór wołowych i zaszyj mnie w te skóry, weź złotą uzdeczkę i jedźmy.
Zrobił królewicz, jak mu ten poradził, okrył go siedmiu skórami wołowemi, złotą uzdę wziął z sobą, pożegnał się z ojcem i z braćmi, siadł na konia i w świat pojechał.
Długo i daleko jechali, aż wśród lasów ukazał się wielki ogród, przez który płynęła rzeka, a wpoprzek niej prowadziła droga, a na rzece był most. Tutaj się zatrzymali.
— Pod tym mostem przebywa koń ze złotemi podkowami, zaklęty, i codziennie tylko na jedną godzinę pokazuje się na świat. Uwiążesz mnie tu u drzewa, a sam schowasz się w krzakach niedaleko. Gdy przyjdzie godzina naznaczona, wyskoczy koń ze złotą grzywą, ze złotym ogonem i złotemi podkowami, a skoro mnie ujrzy, rzuci się rozgniewany na mnie i zacznie mię gryźć. Nim przegryzie siedm skór, upłynie jego godzina, wtedy ty wyjdziesz z ukrycia, wsiądziesz nagle na niego i zarzucisz mu uzdeczkę. Odtąd będzie już twoim i pójdzie z nami spokojnie.
Wszystko zrobił królewicz, co mu koń poradził, schował się za drzewo i czekał, co się stanie. Nagle wyskoczył z pod mostu piękny koń o złotej grzywie i złotym ogonie i już chciał pobiegać sobie, gdy zobaczył nieopodal uwiązanego konia przy drzewie. Tak się tym rozgniewał, że skoczył do niego ze złością i zaczął go zębami kąsać i szarpać. Przegryzał jedną skórę po drugiej i w tym większą wpadał wściekłość, skoro widział, że nic zrobić nie może, że koń jeszcze nie pokaleczony stoi żywy. Tak zapamiętale gryzł i szarpał, że nie spostrzegł, iż minęła godzina jego swobody, i trzeba mu było wrócić do ukrycia. Wtedy dopiero opadły go siły i kąsać już przestał, a królewicz wyskoczył czymprędzej z poza drzewa, wsiadł na niego i zarzucił mu złotą uzdę. Koń złotogrzywy z początku chciał zrzucić śmiałego jeźdźca, ale nie zdołał i dał sobą powodować.
Strona:Seweryn Udziela - Opowiadania ludowe ze Starego Sącza.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.