i w mleku się wykąpał. Wyszedł stamtąd taki biały i taki piękny, jak królewna. A wszyscy dziwili się i mówili, że wyglądał, jak gdyby stworzony na jej męża.
Zaraz też nastąpiło wesele huczne i wspaniałe, było gości wiele, a wszyscy mieli dość jeść i pić, jedli też i pili, aż im po brodzie kapało, a w gębie nic nie zostało.
Po weselu starsi bracia pomiarkowali, że nie mają co robić przy ojcu, a wstyd ich było, że są do niczego, więc pojechali w świat szukać szczęścia. A że nie wrócili, oddał stary król najmłodszemu królestwo, w którym długo i szczęśliwie panował, bo wszystkie wojny cudownym wygrywał mieczem.
Umierał ojciec i powiedział swemu synowi, że cały majątek, jaki mu zostawia, jest w studni. Po pogrzebie spuścił się syn do studni, szukał i wydostał małą, nawpół przegniłą drewnianą skrzyneczkę. Dziwił się tylko, że ta skrzynka nie była ciężka, więc chyba nie mogło w niej być pieniędzy. Skoro przyszedł do izby i otworzył skrzynkę, ujrzał ze smutkiem, że zamiast dukatów i talarów, była w niej stara, pogięta trąbka blaszana, prosty skórzany pasek i wytarty woreczek na pieniądze.
Wziął do ręki ten woreczek, przeszukał dobrze, ale ani grosza w nim nie było. Myślał, że może za podszewką jaki grajcar się zaplątał i zatrząsł woreczkiem. W tej chwili posypały się z niego pieniądze. Zdziwiony popatrzał jeszcze raz do środka, ale wewnątrz nic nie było, zatrząsł więc znowu i znowu posypały się pieniądze, trząsł i trząsł, a pieniądze sypały się ciągle. Uradowany, że skarb taki posiada, schował woreczek do kieszeni, a pieniądze pozbierał i schował także.
Teraz z większą już uwagą wyjął trąbkę ze skrzynki, obejrzał na wszystkie strony, ale nic ciekawego na niej nie zobaczył. Jednakże skoro zatrąbił, aż ziemia się zatrzęsła, tak zadudniało i zatętniało dokoła domu. Wyjrzał przez okno i zobaczył pełno wojska dokoła, które przyjechało na saniach, a wszyscy patrzali na niego i tylko oczekiwali, co rozkaże. Zdziwił się tym jeszcze bardziej i ucieszył, a wojsku dał znak ręką, aby odjechało.