Cóż z tego, kiedy wnet spostrzegli, że im porosły nosy wielkie od ściany do ściany! Przerazili się tym okropnie, bo było to prawdziwe nieszczęście. Jakże się teraz pokazywać z takim nosem? W pokoju nawet nie można się było obrócić, bo nos zawadzał, a gdy dwie osoby chciały do siebie mówić, to jedna musiała stać przy jednej ścianie, a druga przy ścianie przeciwnej.
Zaraz też kazał król zwołać lekarzy, aby co poradzili. Ale żaden nie znał lekarstwa na zmniejszenie nosa. Więc król ogłosił po kraju, że wynagrodzi dobrze takiego lekarza, który potrafi wyleczyć rodzinę królewską. Wtedy nasz znajomy przebrał się za doktora i zgłosił się do zamku z chęcią wyleczenia króla. Wpuszczono go na pokoje, on przyrzekł wyleczyć wszystkich, ale powiedział, że każdego musi leczyć na osobności w zamkniętej sali.
Król zgodził się na to, i gdy został sam na sam z lekarzem, ten posmarował mu nos wodą, którą miał we flaszeczce, i nos królowi zmniejszył się do dawnej wielkości. To samo zrobił królowej. Ale królewnę zaczął leczyć inaczej, i powiedział, że nos trzeba urzynać po kawałeczku tak długo, dopóki nie zmaleje. Zgodziła się na to królewna, bo cóż miała robić? Wolała trochę pocierpieć, niż na pośmiewisko ludzkie chodzić z nosem, jak słoń z trąbą na obrazku.
Doktor uciął jej kawałek nosa, a królewna strasznie narzekała, że ją boli. Na to doktor rzekł, że musi mieć chyba dużo grzechów, bo wyleczył jej ojca i matkę, a nic ich nie bolało. Jeżeli chce, żeby jej poradził, to musi mu wszystkie grzechy wyznać, bo inaczej nic jej nie pomoże. Królewna powiedziała to i owo, ale ani słówkiem nie wspomniała, że ukradła cudowny woreczek, pasek i cudowną trąbkę. To też doktor urznął jej znowu kawałek nosa. Wtedy nie mogąc wytrzymać tego bólu, powiedziała, że ukradła taki woreczek, co się z niego sypią pieniądze, gdy kto zatrzęsie. Doktor kazał przynieść ten woreczek, zatrząsł nim, aby się przekonać, czy jest prawdziwy, a że był ten sam, posmarował jej koniec nosa wodą, a rana się zagoiła i nos trochę zmalał.
Królewna przyznała się znowu, że ukradła trąbkę taką, że jak kto na niej zatrąbi, to przyjeżdża bardzo dużo wojska. Doktor kazał jej oddać tę trąbkę, a skoro ją przynieśli, zatrąbił, bo się chciał przekonać, czy go znowu nie oszukuje. Zatętniało na dziedzińcu zamkowym i zjechało mnóstwo wojska.
Strona:Seweryn Udziela - Opowiadania ludowe ze Starego Sącza.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.