i chłop jadł z królem. Potym przyniósł ktoś łóżko drugie dla niego, i król kazał mu spać się położyć, i sam też spać poszedł.
Ale chłop nie mógł usnąć; wszystko to, co mu się dnia tego wydarzyło, nie mogło się w jego głowie pomieścić. Różne dziwne myśli snuły się po głowie: co to za wojsko? co to za król? Nie mógł tego wszystkiego pojąć. Wybiła jedenasta godzina, a on jeszcze nie spał. Wtym usłyszał jakiś szelest, potym coraz większy hałas, naraz ogromny trzask, jak gdyby kto pod oknami z armaty wystrzelił. I znowu wszystko ucichło, a wieśniak myślał, że to już koniec. Nareszcie coś tak straszliwie trzasło w pokoju, że chłop aż na łóżku podskoczył: Na podłodze zakurzyło się przytym i wyskoczyło zpod ziemi dwunastu ludzi, czarno ubranych. Rozłożyli oni na ziemi dywan, wynieśli króla z łóżka i położyli go na dywanie, potym wydobyli z pochew pałasze i porąbali króla na drobne kawałki.
Z przerażeniem patrzał chłop na to wszystko i sądził, że następnie zabiorą się do niego, więc modlił się po cichu i Bogu duszę polecał. Jednakoż djabli znikli natychmiast, skoro tylko króla posiekali. Potym przyszedł kotek i piesek, zaczęli zbierać po kawałeczku porąbane ciało i składać napowrót z sobą tak, jak było. Ciało się zaraz zrastało, a gdy już całe złożyli, przenieśli króla na łóżko i znikli.
Wszystko to odebrało do reszty sen wieśniakowi: do rana już nawet oka nie przymknął. Słyszał, że król po tej rąbaninie śpi dobrze na łóżku, słyszał potym, jak koguty zaczęły piać, wreszcie i dzień zaczął świtać.
Skoro się dzień zrobił, wstał chłop, ubrał się, zmówił pacierze; obudził się także król i wstał zaraz. Gospodarz czekał, co mu król powie, i nie śmiał się odezwać. Więc król rzekł:
— Jakżeś u mnie noc przespał? Powiedz-no śmiało, a nie bój się.
Ale chłop nic nie mówił: bał się prawdę powiedzieć, aby króla nie obrazić; nie chciał też skłamać i udawać, że spał dobrze. Wtedy król odezwał się znowu:
— Wszystko to, coś widział dzisiejszej nocy, jest prawdą. Za to, że porąbałem na świecie św. Stanisława, przychodzą djabli co noc i rąbią mię w drobne kawałki, a piesek i kotek to dobre duszyczki, litują się nade mną i składają moje ciało napowrót do kupy. Za pokutę mam tak cierpieć aż do
Strona:Seweryn Udziela - Opowiadania ludowe ze Starego Sącza.djvu/47
Ta strona została uwierzytelniona.