wyjdzie, ale wtym zginął mu znowu dziadek z oczu i jego samego zostawił w lesie. Daremnie szukał go i wołał, błądził tylko, dziadka nie znalazł i z lasu nie mógł się wydobyć. Taki był zmęczony, że go już siły opadały, i głodny był bardzo. Śmierć czekała go niezawodna, więc aby już raz skończyć to smutne życie, chciał się koniecznie powiesić. Wynalazł dobre drzewo, wylazł na nie, pasek umocował na gałęzi i już się miał wieszać, gdy znowu z poza drzewa wysunął się stary siwy dziadek, z długą białą brodą.
— Cóż ty robisz? zleź z drzewa zaraz!
Królewicz zeszedł i opowiedział dziadkowi wszystkie swoje zmartwienia i to także, że się już spotkał z dwoma dziadkami, dwa grosze wydał, a z lasu jeszcze go nie wyprowadzili.
— Masz jeszcze grosz jeden — rzekł dziadek — daj mi go, a ja cię z pewnością wyprowadzę z tego lasu.
Ostatni grosz dał mu królewicz, i poszli. Szli długo jeszcze przez ten las zaroślami, potokami, parowami różnemi, wreszcie zaczął się las przerzedzać, i wyszli na otwarte pole. Przed oczyma rozciągały się dalekie i szerokie łąki i pola, tam dalej widać było wioskę, staw, a nad stawem jakiś zamek.
Wtenczas staruszek odezwał się w te słowa:
— Ja to byłem tym dziadkiem, który cię prowadził trzy razy i któremu dałeś wszystkie twoje trzy grosze. Tobie się zdaje, że idziemy niedługo, a szliśmy trzy lata. A teraz powiedz, czego chcesz. Za te trzy grosze dam ci trzy rzeczy, jakich tylko zapragniesz, żebyś był szczęśliwy. — A był to sam Pan Jezus.
Na to królewicz:
— Dajcie mi taki kapelusz z kartką, coby było na niej napisane: „Nie bój się Jan,” żebym się nikogo nie bał, skoro go włożę na głowę. Dajcie mi też taką strzelbę, coby była zaraz nabita, skoro tylko popatrzę do lufy, i z którejbym zawsze wszystko trafił i ubił, co będę chciał. I nakoniec dajcie mi taką torbę, któraby się ani nie spaliła, ani nie utonęła, ani nie zepsuła, a skorobym ją otworzył i powiedział: „Szust do torby!” żeby wszystko samo do niej wskoczyło, czegobym tylko zapragnął.
Dziadek dał mu taki kapelusz, jakiego chciał, i strzelbę i torbę, a sam zniknął.
Królewicz wdział kapelusz na głowę, strzelbę przewiesił przez jedno ramię, a torbę przez drugie i poszedł prosto do tamtego zamku, co go widać było zdaleka.
Przed zamkiem był staw wielki, a na stawie pływało sta-
Strona:Seweryn Udziela - Opowiadania ludowe ze Starego Sącza.djvu/7
Ta strona została uwierzytelniona.