Strona:Seweryn Udziela - Opowiadania ludowe ze Starego Sącza.djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.

do dzikich kaczek. Królewicz chciał się przekonać, czy dobrą ma strzelbę, zdjął ją z ramienia, popatrzał do lufy, wymierzył do kaczek i strzelił. Wszystkie kaczki odrazu padły. Strzelba była dobra. Chciał też wiedzieć, czy torba jest taką, jaką pragnął mieć, więc otworzył ją i zawołał:
— Wszystkie kaczki szust do torby! — i wszystkie zabite kaczki jedna po drugiej wpadły do torby, którą królewicz zamknął, przewiesił przez ramię i szedł dalej do zamku.
Wtenczas, kiedy królewicz strzelał do kaczek, stał król w oknie i patrzał na staw. Skoro zobaczył, że kaczki zabite, zdziwił się bardzo i zaniepokoił, bo to nie były zwykłe kaczki, ale dusze tych ludzi, którzy w jednej sali zamkowej nocowali, i którym djabli pourywali głowy. Posłał zaraz dwóch panów ze dworu, żeby się dowiedzieli, co to za jeden ten myśliwy. Panowie przyszli do królewicza i pytają się go:
— Coś ty za jeden?
— Ja jestem Nie bój się Jan — odpowiedział.
— Więc się ty nikogo nie boisz?
— Nikogo.
Poszli i powiedzieli to królowi. Król się rozgniewał bardzo, że się mógł znaleźć taki, co się nikogo nie bał, i kazał tego człowieka przyprowadzić. Panowie dworscy znów poszli do królewicza i powiedzieli mu:
— Chodź do zamku, bo król kazał, żebyś przyszedł; chce cię zobaczyć.
— O, jednaka droga jemu do mnie, jak mnie do niego! — odpowiedział; — kiedy mnie chce zobaczyć, to niech tu sam przyjdzie.
— To nie pójdziesz?
— Nie pójdę, niech tu król przyjdzie.
Gdy to król usłyszał, rozgniewał się strasznie, ale się trochę bał tego nieznajomego, więc się czymprędzej wybiera i w pośpiechu i złości wdziewa spodnie na ręce, a kaftan na nogi, i tak biegnie rozzłoszczony.
— Coś ty za jeden? — krzyknął, gdy przybiegł do królewicza.
— Nie bój się Jan.
— To się nie boisz nikogo na świecie?
— Nikogo.
— Uwierzę dopiero wtedy, gdy potrafisz jedną noc u mnie przespać.
— Dobrze — powiedział królewicz i poszli do zamku.
Król dał mu zjeść dobrą wieczerzę, a potym kazał go za-