prowadzić do tego pokoju, do którego co noc przychodzili djabli i każdemu urywali głowę, kto tam spał. Królewicz zawiesił kapelusz, strzelbę i torbę na ścianie nad łóżkiem, a sam położył się spać.
O północy zbudził go jakiś łoskot, a to djabli przylecieli i krzyczeli:
— Wychodź, bo ci głowę urwiemy!
Królewicz się ich nie przestraszył, ale się zapytał.
— Czy już wszyscy jesteście?
— Jeszcze brakuje jednego kulawego, który nie może prędko przyjść.
— To poczekamy na niego; jak on przyjdzie, to wtedy wyjdę do was.
Za chwilę przyszedł ostatni kulawy djabeł, a wtedy Nie bój się Jan zdjął torbę ze ściany, otworzył i krzyknął:
— Wszyscy djabli szust do torby!
I djabli jeden po drugim wpadli do torby. Wtedy zamknął torbę dobrze, powiesił na ścianie, a sam spać się położył.
Na drugi dzień król myślał, że ten nieznajomy człowiek już nie żyje; posłał dwóch ludzi, aby ciało jego wynieśli i wrzucili do piwnicy pod zamkiem, jak poprzednich. Skoro drzwi do pokoju otworzyli, królewicz się zbudził i spytał się, czy król już wstał. Ci obydwaj ludzie tak się przelękli tym niespodziewanym przemówieniem człowieka, o którym myśleli, że nie żyje, iż nic nie odpowiedzieli, ale uciekli i przybiegli do króla opowiedzieć mu, co się stało.
Król także niemało się bał człowieka, którego nawet djabli nie tykali, więc czymprędzej się zebrał i poszedł mu powiedzieć „dzień dobry,” zapytać się, czy nie potrzebuje czego. Nie bój się Jan kazał, żeby król zawołał wszystkich kowali z miechami, młotami i z kowadłami przed zamek na godzinę jedenastą. Król wydał zaraz taki rozkaz, i kowale poczęli się schodzić. Po śniadaniu, gdy się już zeszli kowale, kazał królewicz rozpalić na podwórzu wielkie ognisko, wrzucił do niego torbę z djabłami i kazał ją rozpalić aż do czerwoności. Potym rozpaloną torbę wzięli na kowadła i zaczęli bić wszyscy młotami z całej siły. Djabli jęczeli, piszczeli, krzyczeli w torbie, ale królewicz kazał bić dobrze, żeby się odechciało djabłom wracać kiedy do zamku.
Gdy się już kowale pomęczyli, otworzył królewicz torbę i wypuścił z niej djabłów. Wylatywali stamtąd po kawałku: to noga, to ręka, to kadłub, a strasznie potłuczone wszystko. Król
Strona:Seweryn Udziela - Opowiadania ludowe ze Starego Sącza.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.