czywszy swojego ulubieńca, ozdobionego niespodziewanie i nie bardzo estetycznie.
Starałem się udobruchać rozgniewaną matkę obietnicą, że dostanie zato piękną szczotkę, której właśnie w domu brakuje.
Zabrałem się do roboty, a poszła mi gładko i szybko, i w triumfie przyniosłem pierwszą szczotkę własnej roboty. Nie była ona ani zgrabna, ani ładna. Zrównanie szczeci nie było gładkie, a sama szczeć nie prana, brudna, zatłuszczona, nie pozwoliła używać szczotki do czyszczenia sukien, ale jako mazak do czernidła na buty była przecież doskonała.
Dumny chodziłem po tej pracy, i każdemu, kto chciał czy nie chciał słuchać, opowiadałem, jakiego to dokonałem wielkiego dzieła.
Wszędzie było mnie pełno, wszystko chciałem wiedzieć, wszystko chciałem widzieć, więc zato wścibstwo, zato natręctwo nie lubiano mnie nigdzie. Temu przeszkadzałem przy pracy, temu zawadzałem, a ze wszystkich stron słyszałem tylko same narzekania: A to kara Boża z tym chłopcem, czy co...
A towarzyszom zabawy czy kolegom w szkole