się najczęściej, uknuło spisek przeciwko mnie, abym i ja dowiedział się, jak smakują łobuzowskie figle. W ławce, w desce, na której siedziałem, wywiercili od spodu cieniutkim świderkiem niedaleko od siebie dwie dziurki, z wierzchu prawie niewidoczne. Kupili dwie grube, dosyć długie igły, nawlekli je mocną, szarą nicią i tak zmajstrowali, że umieszczone w otworkach w desce za pociągnięciem nitki, podnosiły się do góry i wyglądały z otworków ostrymi końcami. Potem poprowadzili nitkę długą wzdłuż podstawy ławek przez kółeczka druciane aż do piątej ławki, gdzie siedzieli spiskowcy. Przygotowawszy wszystko i wypróbowawszy działalność wynalazku, oczekiwali lekcji profesora historji, na której urządzili całą tą przykrą dla mnie awanturę...
Ale nie daruję ja im tego!
Przyszedłem do szkoły jak zwykle przed 8-mą. Zaledwie wszedłem do klasy otoczyli mnie koledzy z krzykiem i wrzaskiem: — Czy wiesz, że cyrk przyjechał! Cyrk! Cyrk przyjechał wczoraj wieczorem! Już budują go na Swińskiem Targowisku! Cyrk! Cyrk! Pójdziemy zobaczyć!