— Chodźmy więc, chodźmy koniecznie obejrzeć to nadzwyczajne miejsce pokuty nieszczęśliwego dziewczęcia. Kto wie, jak daleko uda się nam dotrzeć w głąb jaskini i kto wie, co tam zobaczymy, co tam znajdziemy? Może skarby nagromadzone i ukryte przed wiekami przez rozbójników? A ty nie byłeś tam jeszcze? — pytamy Maciaszka.
— Nie byłem, bo sam bałem się tam iść, a nie mogłem namówić chłopców, aby mi towarzyszyli, bo się także bali.
Dobraliśmy sobie jeszcze jednego kolegę, zabraliśmy na drogę chleb i świece i pod przewodnictwem Maciaszka w piękny, pogodny dzień wybraliśmy się w drogę. Szliśmy pieszo, bo wtedy nie było kolei, zresztą nie mieliśmy pieniędzy na opłacenie jazdy. Szliśmy przez Gromnik, Tuchów, Ciężkowice, aż na wieczór zaszliśmy strudzeni wielce do Bukowca. Maciaszek zaprosił nas na noc do siebie, a matka jego przyjęła nas gościnnie, uraczyła mlekiem i wybornym chlebem razowym, poczem poszliśmy zaraz do stodoły na siano, gdzie spaliśmy jak zabici do późnego ranka. Po śniadaniu, nie wyjawiając naszych zamiarów, poszliśmy do lasu szukać jaskini. W lesie napotkaliśmy chłopaka, pasącego bydło; pytamy się go gdzie tutaj w skale jest jaskinia?
Strona:Seweryn Udziela - Wesołe opowiadania wesołego chłopca.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.