Jednego dnia w jesieni, wybrał się do sąsiedniego większego miasta na jarmark. Tam pozałatwiał dobrze swoje interesy i przed powrotem do domu wstąpił jeszcze ze znajomymi na winko. Księżyc już dobrze wysoko wyszedł na niebo, gdy dziadek nieco podchmielony wybrał się z powrotem do domu. Poszedł pieszo, tak, jak przyszedł. Gdy minął ulice miasta i wyszedł w czyste pole zaraz zobaczył na gościńcu położoną wpoprzek belkę. Zdziwił się nieco, ale, że był w dobrym humorze, przeskoczył drąg i poszedł dalej. Nieuszedł może zaledwie kilkadziesiąt kroków i znowu zobaczył belkę, leżącą wpoprzek gościńca. Myśli sobie, czy będą jakiś mostek naprawiać, że drzewa przywieźli i pokładli na gościńcu. Belkę przeskoczył i poszedł dalej. I znowu o kilkadziesiąt kroków zobaczył belkę trzecią. Nie zastanawiając się dłużej przeskoczył ją znowu. Za jakiś czas, znowu belka i znowu hop! Dziadek był trochę podochocony, więc go z początku bawiła ta przygoda. Gościńcem nikt nie szedł, ani nikt nie jechał, nie mógł więc nikogo zapytać, dlaczego to takie długie belki poukładano wpoprzek gościńca. Wieczór był cichy, ciepły, a księżyc w pełni świecił jasno. Dziadek szedł i skakał dalej, bo belki regularnie leżały w pewnych odstępach wpoprzek
Strona:Seweryn Udziela - Wesołe opowiadania wesołego chłopca.djvu/50
Ta strona została uwierzytelniona.