cielowi, wyrywałem się i płakałem w niebogłosy. W szkole trzymałem matkę silnie za rękę i wołałem rozpaczliwie:
— Ja nie chcę szkoły! Do domu! Do domu! Chodźmy do domu!
Nauczyciel głaskał mnie po głowie i łagodnie mówił:
— Nie płacz, Jasiu, tutaj będzie ci dobrze; patrz ile tu dzieci, a nie płaczą i dziwią się, czemu takie krzyki wyprawiasz.
Nic to nie pomogło; nie patrzyłem nawet na dzieci, nic przez łzy nie widziałem, tylko ciągnąłem matkę ku drzwiom i krzyczałem dalej:
— Do domu! Do domu!
Więc matka zmartwiona zabrała mnie do domu, a przez całą drogę tłómaczyła mi, że w szkole będzie mi wesoło; tylu tam chłopczyków, którzy będą się ze mną bawić; pan nauczyciel jest dobry. Lecz ja płakałem ciągle i mówiłem:
— Ja nie chcę szkoły! Nie chcę szkoły!
Myślicie, że mnie zostawili w domu? Codziennie prowadziła mnie matka do szkoły i codziennie brała do domu z powrotem. Wreszcie jakoś przywykłem do tej wędrówki, a gdy raz gromadka dzieci obstąpiła mnie dookoła i zaczęła namawiać wesoło:
Strona:Seweryn Udziela - Wesołe opowiadania wesołego chłopca.djvu/9
Ta strona została uwierzytelniona.