Strona:Siedem powiastek.pdf/5

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem zupełnie się ściemniło, a Jan nie zdołał już żadnego rozróżnić przedmiotu. Naraz jasna uderzyła go światłość. W pośrodku małej gołaźni wśród lasu, pod rozłożystym dębem, którego konary nad całą prawie roztaczały się gołaźnią, wielki palił się ogień, około którego kilka leżało osób.
Na widok przybywających zerwali się na nogi i z dzikim krzykiem pobiegli im naprzeciw. Byli to także opryszki, którzy się radowali z tego, że towarzysze ich pochwycili zdobycz.
Jana przyprowadzono przed herszta, który pozostał był przy ogniu. Herszt, silnie zbudowany mężczyzna z ognistem spojrzeniem i złowrogim wyrazem twarzy, podniósł się i zmierzył Jana zasępionym nic dobrego nie zapowiadającym wzrokiem.
Poznał też Jan zaraz, że od tego człowieka niczego dobrego spodziewać się nie może. Nie długo trwało, a odebrano mu wszystko, co miał, wszystek zaoszczędzony grosz, którego było niemało, poczem odezwał się herszt do Jana:
— Musisz umrzeć, abyś nas nie zdradził. Umarły nie gada.
Jan zbladł na te słowa, a trwoga ma-