Jako wiecie, biesiada niemała tam była.
Gości wiele, sąsiedzi wszyscy z okolicy
I postronnych niemało; któż wszystkich wyliczy?
Picia, jedzenia wielki dostatek dawano,
To w fletnie, to w piszczałki, to w gęśle podgorskie
Były regały[1], były i skrzypiec włoskie.
Potym pito na zdrowie małżeństwa przyszłego,
Każdy pełnił, a jeden doglądał drugiego,
Mieniąc Cyprydę, mieniąc jej pięknego syna,
A w tym czterej śpiewaków wynidzie w pośrodek:
Stanie się pomilczenie i jednemu przodek
Inszy dadzą; on zacznie o małym Kupidzie,
Toż wtóry, toż i trzeci, toż i czwarty za nim,
Aż się wszyscy obeszli[2] jednakiem śpiewanim.
Cnej Wenery dziecinę, gdy miod z dzieni[3] kradła,
Pczołka nielutościwa w paluszek ujadła[4],
Niebożątko, i z płaczem do matki bieżało.
A depcąc nóżką w ziemię: Moja matko droga!
Od jakiego robaczka jaka rana sroga!
A Wenus rośmiawszy się: Moj synu kochany!