Kiedym spał, piękna Wenus widzieć mi się dała,
A Kupida, chłopię swe, za rączkę trzymała,
Mówiąc do mnie: Pasterzu, nać to z ręku moich
Chłopiątko; naucz mi go, proszę, piosnek swoich.
Być co z niego, bo mi się chłopię rześkie zdało,
Jąłem go uczyć i grać przed nim proste pieśni,
Jakie pasterze grają i Faunowie leśni;
Jako niegdy wynalazł Pan piszczałkę krzywą,
Merkury wdzięczną lutnią, Apollo cytarę.
Tegom go uczył, alem puszczał prożną parę[1].
Bo on tego nie słuchał, ale swych chytrości
Używał, a przede mną śpiewał o miłości:
Strzałki, i jako miesza z frasunki wesela.
I takem do frymarku[2] przyszedł misternego:
Czegom Kupida uczył, zapomniałem tego;
A czego mię Kupido nauczył, to miewam
Chłopię małe po gaju na ptaszki strzelało
I tam Kupida między chrościną ujrzało
Na trzmielowej[3] gałęzi: rączki mu zadrżały
Od chęci, bowiem się mu zdał być ptak niemały.
A Kupido z krzaczka na krzaczek przelatuje.
Potym rozgniewawszy się, kiedy nic nie wskorał,
Szedł do starca, który tam niedaleko orał.