A on nędznik, małżeństwa słowem omylony,
Został wygnańcem, i dziś jedzie w obce strony.
Chciwe oko do paniej przywiodło w ohydę,
Że ją od fraucymeru swojego wygnała.
Nędznico, do czegoć nic, czemuś wiedzieć chciała?
Nie zżyje[2] z ludźmi, kto się chce o wszystkim badać
A język naszkodliwsza sztuka u człowieka,
Przetoż i ciebie każdy omijał z daleka;
A tyś tylko nad brzegi pustemi schadzała[3],
Ażeś się w wronie piora nakoniec odziała.
I białością z łabęćmi dobrze porownywał:
Język, bezecny język i piory czarnemi
Oszpecił cię, i z ptaki pomieszał grubemi;
I teraz, gdybyś cicho latał, cicho siadał,
Ale ty wszędzie kraczesz, i sroki cię znają,
I psi i wilcy prawieć z gęby wydzierają.
Takie piosnki wymyślał niegdy kształtem nowym
Apollo, gdy za bydłem chodził Admetowym,
Satyrowie i także po lesiech śpiewali;
Oni śpiewali, lasy im się odzywają,
A lasom się w około gory sprzeciwiają[4].
A starca więc tam one chłopięta trzymały,
Dopiero się rozeszli, każdy w swoje ślady,
Chłopcy z bydłem do domu, Sylen do biesiady.