I o tym nie wiem, co rzec; wszystko się pomyka
A miasto nich leda kto muzykiem się zowie.
I pieśni marne jakieś, nastrzępione słowki,
Bez rzeczy, a w nich gańby[2] tylko i przymowki.
Przedtym lub święte boskie nieśmiertelne chwały,
Lubo co wesołego; teraz świat jakoby
Wszystek warczy, i zwykłe umilkły ozdoby.
I to nie dziwna[3]; jakie dzieje, takie pienie:
Bo na te rymopisy nie bywa baczenie,
Swoje chcą, aby wiecznej dostąpili sławy.
A gdy świat gnuśność, albo nikczemność osiędzie,
Co ma śpiewać rymopis? abo jakie będzie
Miał miejsce u tych, ktorzy radziby zgasili
A iż ludzkie języki przedsię nie prożnują,
W uściech się same prawie przymowki formują.
Ale wżdy i z tej miary było co grzecznego[4]?
Było cożkolwiek; lecz ja nie pomnie wszystkiego.
A tym czasem przysiądźmy tu pod tym chłodnikem.
Aż się słońce przesili: zwykł znoj głowie szkodzić.