Pieszczonym tylko głowom źle po słońcu chodzić;
Nam robotnym nie wadzi. Pomału pojdziemy,
Jedna mi się tam grzeczna widziała drużyna,
Ktora Dijannę i jej brata Apollina
Wielbiła na przemiany: na dwie stronie stali;
Ci przestawali, drudzy po nich zaczynali.
Oglądać człek zawisny; kto was nie ogląda,
Nigdy ozdobnym, zawsze wzgardzonym być musi.
Kto was zazna, kto darow waszych raz zakusi[1].
Nigdy wzgardzonym, zawsze ozdobnym się stawi:
Zazdrość mowi: nie mistrz to, co po trosze śpiewa,
I co się, jako morze, z pieśnią nie wylewa.
Apollo zazdrość nogą potrąci, i rzecze:
Wielka egipska rzeka wiele błota wlecze;
Z małych się, a przezornych[2] strugow napawają.
Gdzie Apollo okiem swym wejrzy, owce w wełnę
Odzieją się, wymiona mleka będą pełne:
Będą jagnięta swoję cząstkę wysysały,
Ktora jedno rodziła, będzie dwoje miała:
Te u cycka, a drugich będzie donaszała.