Pełne obory bydła, pełno majętności,
Młodź się nadobna rodzi, rodzicow słuchają
Synowie, ani żony z wstydu wykraczają;
Każdy szanuje, kogo szanować przystoi;
Nigdy swar i niezgoda w domu nie postoi:
I świekry, i niewiestki[2] jadają pospołu.
Dijanna, gdy nabije zubrow, albo łosi,
Abo dzikich świń, z wozow Alcydes je znosi.
Śmieją się mu bogowie, a najwięcej jego
Dźwiga, lub wieprza, choć go posoką pluskają,
On ich jeszcze potrząsa, że nogami drgają.
Nie tylko się Apollo obiera[3] Muzami:
Gdy potrzeba, umie on władać i wojnami.
Apollo setnorękie[4] dziewięsiły pożył.[5]
Kiedy pokoj, nadobna z Muzami zabawa;
Dobrze idzie z rozumem i Marsowa sprawa.
Chytre słowa Alcydes do Dijanny mawia:
Na co liche zające lub sarny bijają?
Ciebie niechaj narody ludzkie przyznawają
Dobrodziejką, jako mnie: mało się przygodzi
Zajączek, lubo sarna, i mało zaszkodzi;