Były tam też i moje, a iż w ręce były
Przyjaznej, przed inszymi jawnie to świadczyły.
Rownemu z rownym zawsze na świecie przystało.
Chędogo, choć ubogo, bodaj się świeciły
Ręce twe zakasane, bodaj memi były.
Ręko moja, kto Bogu dufa, a pracuje,
Dworniczko[1], ty się teraz przesypiasz w południe,
Likorys krowy doi. Nie barzo to cudnie
Spać we dnie gospodyniej: jeszczeć się nie dała
Znać czeladka: znać, żeś jej mało doglądała.
Jakobyś sama siadła, gdzie Likorys siędzie:
I kropla tam nie zginie, i nie zadojone[2]
Cielęta, i mleka są szkopce napełnione.
Ręko moja, kto Bogu dufa, a pracuje,
Koso! palec to. Czyli kto zaloty stroi,
Abo się zamyśliwa[3], a przy kosie stoi,
Prędzej w palec zawadzi? O, moja Likory!
Wiesz ty, jakom cierpliwy i jakom nie skory.
Niech ja twej pewien będę, ty mojej opieki.
Ręka rękę umywa, noga wspiera nogi:
Przy wiernym przyjacielu żaden nie ubogi.
Więcej Bog ma, niż rozdał: jest nasza u niego
A kto w zakonie jego prowadzi swe życie,