Tym prawem świat ten stanął: szkody z korzyściami
Mieszają się; dziś słońce, jutro się chmurami
Niebo czerni; godzina jedna — nie jednaka;
A kiedy kto upadnie, więc się już nie dźwigać?
I opuściwszy ręce, nieszczęściu podlegać?
Pobiją zboża grady, przedsię oracz w pole
Z pługiem idzie, nie pomniąc o prożnej stodole.
Że się i grad, i wszystek głodny rok nagradza.
Pomnisz, kiedy nam sady zima posuszyła?
One sady rozkoszne! niecierpliwa była
Moja Olenka, swoje wyrąbać kazała,
Kędy nie wyrąbano, znowu się z korzenia
Puszczały. Jam się musiał udać do szczepienia,
I teraz z łaski bożej mam tak piękne sady,
Że mię niemi nie przejdzie nikt miedzy sąsiady.
Tam potym kamienice murowane stały.
Czasem pan Bog nawiedzi, abo za karanie,
Abo chcąc wzbudzić więtsze do czego staranie.
Kiedy człowiek zdrow, insze rowniejsze[2] są szkody
I ty się nie opuszczaj: Bog bierze, Bog daje.
Trzeba. się starać o się, poki człeka staje.
Po Bogu jest nadzieja w dobrym przyjacielu.
Za twoim zachowaniem najdziesz takich wielu,
Przyjmi parę czabanek[3], od kogo drugiego
Będzie więcej. Tylko tu przemięszkiwaj z nami.