Tę podwijkę[1] trojakim węzłem zawięzuję,
Myśli swe powiązane; ani ich odplotę,
Aż się pokaje[2] i złą porzuci robotę.
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie! bowiem żal moj nie ma żadnej miary.
Wstaw go na ogień; jako się on z każdej strony
W garncu piecze, tak się niech piecze serce jego.
Bym mogła, przydałabym ognia piekielnego.
Przywiedźcie mi do domu męża, może czary,
Te zioła, temi zioły wiedmą[3] się zstawała
I oknem na ożogu precz wylatywała
Sąsiada moja Baucys. Pal te wszystkie zioła:
Jeśli jednemu wytrwa[4], wszystkim nie wydoła.
Przywiedźcie! bowiem żal moj nie ma żadnej miary.
Mam facelit[5] od niego; jeszczem panną była,
Tańcował ze mną, głowa mu się zapociła;
Otarszy, rzucił na mię; został tak nie prany:
Przywiedźcie mi do domu męża, możne czary,
Przywiedźcie! bowiem żal moj nie ma żadnej miary.
Warz kaszę na podołku. Dobra się rzecz zstała:
Bez ognia na podołku kasza nam wezwrzała[7].