Potym się wychowają wielcy kostyrowie[1]:
Wiesz ty, Menalka, że cię jak brata miłuję,
Wszakże wiedz, że cię o to nie jeden strofuje;
I wczora mi się o cię za włosy dostało:
Tu pod lipą kilka nas pospołu siedziało,
Wtym bydło się ku tobie jakoś obrociło.
Rzecze jeden: Nowy się Orpheus narodził,
Będzie za sobą bydło i niemy zwierz wodził.
Patrzcie, jako te krowy nadstawiają ucha:
Wszyscy się uśmiechnęli, a mnie gniew rozpalił.
Odpowiem: Nazbyteś tę muzykę przechwalił.
A wiem ja, że Menalka przed tobą nie zjada[4],
Ba i tu miedzy nami nie wiele posiada.
A na te się wysokie dumy nie przesadzać[5].
Onegda, gdyśmy grali kręgle przy ostrowie.
Minął nas, jakoby rzekł: wszscyście błaznowie.
Ale mu te rozumki kiedyś pomieszamy,
Wżdy go bić nie będziecie: musi sam być przy tym,
Kto chce bić, a kto bije, bywa też ubitym[6].
Porwą się zatym do mnie, i jeszcze czupryna
Czuje moja, jako mię ćciła ta drużyna.