Strach wspomnieć: gdzie się skały Cyjańskie rozwodzą,
A znowu w ocemgnieniu ku sobie przychodzą,
W się zapędem, i na proch wszystko pokruszają[1].
Lecz gdy swoją cytarą Orpheus łagodził,
Bespiecznie rączy okręt tamtędy przechodził.
Bo gory rozstąpione, jako wryte, stały
Ale ani żelazne Wulkanowe domy,
Ani ognistej Etny trzaskające gromy,
Ani tak straszna Cyrce, ktora przyrodzenia
Człowiecze w nieme twarzy[2] czarami odmienia,
Raz w wieprze, raz w niedźwiedzie męże przedziałane;
Ani Scylla, co cało połyka okręty,
Ani Charybdys, w ktorej wrą bystre zakręty.
Nie jest tak pracowitym żeglarzom szkodliwa,
Uczona Muzo, coś to za cory spłodziła?
Bodajeś była raczej nigdy nie zażyła
Darow wdzięcznej Wenery; z ojca serce mają
Niestateczne, a z ciebie, że pięknie śpiewają.
Umysł pod jedwabnemi słowki ma zakryty.
Przetoż się ony zawsze nad brzegiem wieszają,
Pod czas w lekkiego ptaka piorą odmieniają.
A kiedy kto nadpływa, łagodnem śpiewaniem
Do nas, do nas, cny gościu, tu stań w porcie wolnym!
A kto się raz dostanie ich rękom swowolnym[4],
W takie pęta, w takie się sidła nędznik wprawi[5],