Cieliczko nie przeskakuj: i ty Daphnisowi
Daj pokuj, krasna Dyrce, cudzemu mężowi.
I już dzieci; jak mniemam, wpoły dokarmiły;
Pojdę, je zbiorę, i dam komuś na śniadanie,
Nie powiem, komu: bo mi idzie o wydanie[1].
Ułapiłem wiewiorkę wczora na leszczynie,
Komu co Bog obiecał, zazdrość nie ukradnie;
A komu nie obiecał, i z garści wypadnie.
Kiedy po gorach chodzisz, nie chodź, Phylli, bosa,
Kiedy po łąkach, zdrowa nożkom rana rosa,
A ty mnie… lecz podobno moje chęci głupie.
Sierszeń[2] w południe kąsa, przed wieczorem mszyca,
Mucha cały dzień, w nocy przykra komorzyca[3],
U wody się boj węża, jaszczorki przy krzaku,
Zufała Eriphyla, mijając mię wczora,
Cisnęła na mnie jabłkiem; skąd mi głowa chora,
Tesknica na mię bije, szum przelata uszy,
Spać nie mogę, lice mi blednie, a mdło duszy.