Wielki Daphni! kiedy cię okrutna śmierć brała,
A Thestylis na twoje konanie patrzała,
I sama ledwie zaraz konać nie poczęła,
Taki żal srogi, taką ranę w sercu wzięła:
Nakoniec i do ciała chodzić zabraniano.
Wszystkie gaje, wszystkie są wiadome dąbrowy,
Jakiemi ona lament rozwodziła słowy,
Jakie płacze kwiliła; każde miejsce brzmiało
Nie płacz, Thestyli, nie płacz; tobie się nagrodzi
Twoja szkoda, tobie się inszy mąż nagodzi[1];
Nam nigdy taki sąsiad: długi wiek przeminie,
Nim się uchowa taki pasterz w tej krainie.
Bydła na paszą, ani w rzece napawano,
Ani wody dobytek w tamte dni kosztował,
Ani się trawy tykał; wszystkich żal zejmował[2].
Wszyscy śmierć twoję czuli, wszyscy cię płakali;
Świadkami tego gory i puszcze głębokie.
Daphnis i Muzom stawił ołtarze wysokie,
Daphnis bogom kosztowne budował kościoły,
Za niego pełne gumna, za niego stodoły,
Były i żyzne lata i wesołe kraje;
Teraz, kędysmy bujne posiali jęczmiony,
Kąkol brzydki panuje, abo owsik płony[3].
Prawie nas Bog zapomniał! Komu imię miłe