Gore u sąsiad, gore; jawnie, bez obrony
Czekając tylko z gardłem na ostatnią ranę.
Już i Wołoszyn wierzga i wzgardą potyka,
A pod skrzydła tureckie wszystek się podmyka[1];
Zapomniał Cecory, gdzie garści polskiej siły
Z drugiej strony na brzegi z okrętow wysiada
Zły sąsiad i już wszystkim Inflantczykiem[2] włada.
Ktory niedawno z zamkow zburzonych wylatał,
Abo się tratw rozbitych uciekając chwatał.
Jeszcze przed ojcy i przed naszymi dziadami!
Jakie wojska chodziły, jakie polegały
Mężne głowy i na to zdrowia odważały[3]!
Teraz gnuśność i jawne rzeczy zaniedbanie
Prawie się nam te kraje z dłoni wyśliznęły,
I jako lekka piana z wodą upłynęły.
A Prusak potakiwa, bo ma czas po sobie.
Złoto, pan u potrzebnych[4], a kto tej chorobie
Osieł ze złotem każdy mur przebędzie snadnie.
Gruba pułnocna ziemi! ciebieli winować.
Czyli tych, co nie chcieli miru z tobą chować?
I tam przyczyna złego, tam umysł łakomy
A kłamstwo, ktore długo nie dotrzyma wiary,
Prędko wyrwnęło[5], i złym złe usłało mary.
Jednych pobito, drugich pobrano w więzienie,
Nam sromota została i wieczne zelżenie[6].