rzyć... Może to zmyślone, a tymczasem chowa on w tej małej komnatce, od której klucz w rękach aż pali biedną Fatymę...
Musi, musi otworzyć i zobaczyć, bo chyba się z ciekawości rozchoruje... — Wszak nie wezmę nic z tego, co tam znajdę — myślała ciekawa kobieta — Nawet nie poruszę... Zobaczę co się ukrywa i wnet zamknę i do siebie powrócę!...
Zwierzyła się z tem siostrze, ale ku swemu zdziwieniu napotkała na silny opór.
Anna ani mówić o tem nie pozwoliła. Bała się o Fatymę, a głos ostrzegawczy mówił jej, że źle będzie, gdy powróci Sinobrody i o nieposłuszeństwie się dowie.
Prosiła, błagała siostrę, aby owego tajemniczego pokoju nie otwierała, przedstawiła jej niebezpieczeństwo, ale nic nie pomogło. Fatyma powtarzała wciąż jedno, że nie poruszy niczego, tylko zobaczy.
Strona:Sinobrody.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —