Strona:Skradziony biały słoń.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —

Wszystkie telegramy wyrażały nadzieje, które trzeba było uważać za ziszczalne. Inspektor zauważył: “Chciałem się z panem porozumieć, czy nie możnaby tych ludzi posłać na północ. Ale to niemożliwe. Agent bowiem przychodzi do urzędu telegraficznego tylko wtedy, gdy ma podać depeszę; potem wiedzieć gdzie go szukać!
Nadeszła nowa depesza:

“Barnum ofiaruje 4,000 dolarów rocznie za prawo używania słonia jako środek reklamowy tak długo, aż go detektywi złapią. Potrzebuje go do cyrku. Czeka odwrotnej odpowiedzi.
Bogys, agent.”

— To przecież nonsens — zawołałem.
— Ależ naturalnie — zauważył inspektor. — Mądry pan Barnum, widocznie mię nie zna, ale ja go znam. — Potem podyktował następującą telegraficzną odpowiedź:

“Warunków pana Barnuma nie odrzucam zupełnie. 7,000 dolarów — inaczej nic z tego!
Blunt, szef.”

— Na odpowiedź nie będziemy długo czekali Pan Barnum zapewne jest w urzędzie telegraficznym, odpowie natychmiast.
— Zgadzam się. R. T. Barnum — brzmiała rzeczywiście natychmiastowa odpowiedź.
Zanim zdołałem zebrać myśli i wypowiedzieć swoje zdanie o tym handlu, nadeszła świeża wiadomość, która zwróciła moje myśli na inne, niewesołe tory.

“Bolivia N. Y. 12.50.
Słoń szedł tędy w południe o 11.50, siejąc wszędzie jaknajwiększe przerażenie. Mieszkańcy wysłali za