Strona:Skradziony biały słoń.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
— 21 —

nim kilka strzałów z małej armatki i uciekli. Przybyłem tu z agentem Burke, w dziesięć minut później, straciliśmy jednak dość czasu, na odróżnianie prawdziwych śladów od wydrążeń w ziemi, nie wiedzieć zkąd powstałych. W końcu jednak natrafiliśmy na prawdziwy ślad i przeszliśmy za nim w las. Szliśmy na czworakach, oglądając szczegółowo każdy ślad. Burke szedł naprzód. Nieszczęście chciało, że zwierzę ułożyło się na spoczynek, a Burke, szukając śladów uderzył głową o tył słonia, nie zauważywszy jego obecności. Natychmiast wstał więc, a chwyciwszy słonia za ogon zawołał radośnie: “Mam bestyę!” Nie domówił jednak ostatniego słowa, gdy zwykłe dmuchnięcie trąby słonia rozerwało nieszczęśliwca na kawałki. Uciekłem przerażony, a słoń gonił mnie przez cały las. I byłbym zgubiony, gdyby nie szczątki zabitego, które nagle zwróciły uwagę zwierza. Potem sprawdziłem, że nie było po nich ani śladu. Słoń zaś gdzieś znikł.

Mulrooney, agent.”

Potem odbieraliśmy telegramy od gorliwych i zaufanych agentów, którzy rozproszeni byli po New Jersey, Pensylwanii, Delaware i Wirginii — a każdy z nich donosił, że natrafił na ślady.

Następujący telegram miał być ostatnim:

Baxter Centre 215.
Słoń był tu, cały okryty afiszami cyrkowemi; wpadł w tłum, jednych zabił, innych śmiertelnie poranił. Mieszkańcy złapali go i postawili straż przy nim. Skoro przybyliśmy na miejsce z Brownem, udaliśmy się na otoczone miejsce i porównaliśmy słonia z foto-