Strona:Skradziony biały słoń.djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.
— 28 —

Szef, naturalnie, był bohaterem dnia, a szczęście jego było dobrze zasłużone: widziałem to, choć stałem wśród nich z założonemi rękami, jak żebrak bezdomny. Mój słoń był nieżywy, straciłem, rzecz prosta, stanowisko, bo stratę przypisze rząd tylko mej niedbałości. Na inspektora spoglądano z zachwytem, jakby te setki ócz chciały powiedzieć: — Przypatrzcie mu się — król w swoim zawodzie. Dajcie mu tylko szczegół, a znajdzie wszystko, nawet najbardziej ukryte rzeczy.
Rozdział sumy 50,000 dolarów sprawił wiele radości. Potem przemówił szef, schowawszy przypadającą nań część: “Cieszcie się, młodzi wybrańcy zawodu, zarobiliście na to sumiennie, bo przysporzyliście sławy zawodowo agentów!”
W tej chwili nadszedł telegram następującej treści:

“Monroe, Mich. 10 A. M.

Po trzech tygodniach wędrówek dostałem się nareszcie do urzędu telegraficznego. Szedłem aż tu śladem stóp, przez las blisko 1,000 mil.
Ślady stają się z każdym dniem silniejsze, wyraźniejsze i świeższe.
W tygodniu z pewnością go będę miał, ale chyba nieżywego.

Darley, agent.”

Szef wniósł tryumfalny okrzyk na cześć Darleya, “jednego z najtęższych ludzi,” a potem kazał do niego zatelegrafować, aby wracał i swoją część nagrody zabrał.
Tak skończyła się smutna historya z ukradzionym białym słoniem. Dzienniki z następnego dnia prze-