Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

ręką wskazując ściany — jest to dosyć ładne, dosyć bogate, a jednak wielebym dodał jeszcze! Ale od Watzdorfa niepodobna dobyć piéniędzy.
Fleming uśmiéchnął się.
— Chociaż Watzdorf dotąd był dosyć zręcznym w zbiéraniu grosza, jak tylko ten talent straci, musiémy innego poszukać na jego miejsce.
Watzdorf, usłyszawszy to, choć niby się rozśmiał, ale zbladł jak ściana i okiem miłosierdzia blagającém rzucił na króla. August się uśmiéchał, popatrzył na Watzdorfa z rodzajem ironii dwuznacznéj i skinął na feldmarszałka, aby szedł za nim.
Nie odrzekłszy słowa, Watzdorf pozostał, zawrócił się i z miną nadąsaną odszedł, a raczéj potoczył się w drugą stronę.
Tymczasem król, przeszedłszy powoli cały szereg pokojów, minąwszy, nie patrząc, mnogie szeregi poustawianych różnych stopni i powołania dworaków, razem z Flemingiem, który nie za nim szedł, ale obok niego — powrócił do gabinetu swojego.
Tu August rzucił się na krzesło, rozparł w niém, głowę położył na poręczy i na stojącego przed sobą Fleminga popatrzywszy z uwagą, zawołał z pewnym odcieniem szyderstwa:
— Wiész, Fleming, ty się lepiéj znasz na ludziach odemnie. Ten twój chłop, to nieoszacowany człowiek. Prawda że powierzchowność ma odstręczającą, że przyjmując cudzoziemców, trudno go wpuścić na pokoje, aby się nie zlękli gbura, tak niedźwiedziowato wygląda — ale cóż chcesz? płaci zato brzęczącą monetą!
Feldmarszałek z uwagą słuchał, nieco się skrzywiwszy.
— Wiele jednak potrzeba było czasu, nim wa-