sza królewska mość oswoiłeś się z nim i zezwoliłeś na to, aby mu składał raporta.
Na to przypomnienie przeszłości król nic nie odpowiedział.
— Masz tam dziś co nowego z Warszawy? — spytał.
— Są dwaj nasi, którzy się dawniéj obiecywali — rzekł Fleming. — Powrócił ks. biskup kujawski, przybył wojewoda inowrocławski. Nowego jednak nie przywieźli nic.
— Nic? — zapytał król — zawsze nic! Fleming, nudzi mnie to wieczne oczekiwanie. Jeśli ty i oni nic dotąd nie mogliście — ha!
Ręką rzucił ze wzgardą.
Feldmarszałek stał zadumany, o stół się oparłszy.
— Wszyscy oni, nieprzyjaciele i przyjaciele, ze swą obrzydłą respubliką i swobodami niedorzecznemi — rzekł król — już mi kością w gardle siedzą. Kiedyż temu koniec będzie?
Fleming, który peruki nie nosił, ale naturalne długie włosy, a w nie parę loków wplecionych — jeden z nich wziął w rękę i jakby od niechcenia się z nim zabawił.
— Warto — odezwał się, dawszy królowi nieco czekać na odpowiedź — warto dla spełnienia wielkiéj idei trochę pocierpiéć i poczekać. Ujarzmić kilkuset latami rozpasania wybujałą respublikę nie jest łatwą rzeczą.
Uśmiéchnął się tajemniczo.
— Ale my przecie chodzimy około tego od początku mojego panowania — przerwał król niecierpliwie. — Mieliśmy raz sposobność wczasie zatargu Ogińskich z Sapiehami; potém nie wiem ile razy. Tymczasem zawsze czekamy i stoimy na tém samém miejscu, jak w tarnowskich
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/101
Ta strona została skorygowana.