Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/103

Ta strona została skorygowana.

sąsiadom się okupić musiémy — zawołał król. Ziemi mamy aż nadto, podzielić się możemy.
— Tak, ale nie wyrzec się portów i najpotrzebniejszych nam morskich brzegów, bobyśmy ściśnięci tchnąć nie mogli — odparł Fleming. — Gdańska i Elbląga za nic w świecie.
Król ramionami rzucił, jakby go już ta rozmowa nudziła, i zawołał o fajkę.
— Ty z twojemi przemądremi rachubami wielkiego statysty — rzekł kwaśno — z twojém kunktatorstwem, nie dasz mi dożyć upragnionéj godziny.
— Królu — rzekł Fleming — lepiéj w najgorszym razie godzinę tę synowi zostawić w spuściźnie, niż popełnić błąd nie do poprawienia i pozbawić go tronu.
— Więc wiekuiste oczekiwanie! — odparł August. — Nie mówmy o tém.
Fleming usta zaciął; odpowiedź zdawała się już z nich wychodzić, ale ją powstrzymał.
— Wasza królewska mość — odezwał się wkońcu spokojniéj — wiész lepiéj odemnie, ilu nam jeszcze senatorów zyskać potrzeba, aby nie wywołać konfliktu nowych Wiśniowieckich i Ledóchowskich. Samych nawet hetmanów, których zdawaliśmy się miéć w ręku, szlachta od nas odbiła.
Król, ziéwając jakby umyślnie, wstał z krzesła. Niby już zapomniał o czém mówili.
— Wiész — rzekł — że karnawał tegoroczny obiecuje się być jednym z najświetniejszych. Józefina się przekona, że nic podobnego niéma w Wiedniu.
Fleming wesoło podniósł oczy.
— Gdybyż na tych świetnych wieczorach zaświeciła nam jaka gwiazda nowa!