łem powodzenia w dyplomacyi, a wiész najlepiéj jakem się dwa razy ożenił, rozstawszy się z jedną nieznośną, aby zaślubić drugą, która jest karą Boską. Dotąd nie mam dzieci, a jedyna myśl moja i twoja, którąśmy wypiastowali, wykarmili, wyhodowali wspólnie, myśl wielka, mogąca całe życie trudów zapłacić, rozbija się o drobnostki.
— Na Boga, dlaczegóż ją ten los ma spotkać? — zawołała rozbudzona, przestraszona, podnosząc się z fotelu swojego, podskarbina. — Dlaczego, o co się ona ma rozbić?
— Dlatego, że jedni jéj zrozumiéć nie chcą, drudzy nie mogą, inni przyjąć się wzdragają, a nikt mi nie pomaga do jéj wykonania — kończył, ożywiając się coraz, Fleming. — Twoja rzeczpospolita wyżéj ceni mniemane swobody swoje, niż samo życie; woli ginąć, niż być silną i potężną przez zaniechanie tego, co się w niéj wolnością nazywa, a co jest uprawnioném bezprawiem. Król, ach! królby pragnął być władzcą potężnym, bo się urodził do panowania i blasku. W Saksonii mu ciasno, ale król nie widzi daléj. Łudzi się i niecierpliwi; nagli o kroki stanowcze, gdy pole nieprzygotowane; dla pośpiechu gotówby sobie dać poły poucinać; naostatku nudzi się, a gdy się nudzi, na zabawkę woli kupić rubin do korony, niż koronę samę zdobywać, któraby jego dynastyą posadziła na tronie, mogącym narówni stać z Habsburgami.
Podskarbina z natężeniem słuchała tych użaleń. Widać było że ta sprawa obchodziła ją żywo, że przypuścić nawet nie chciała, aby ona mogła spełznąć na niczém.
— A! przesada, przesada! — przerwała nagle. —
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/118
Ta strona została skorygowana.