Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

Lecz życie płynęło tak wesoło, tak szumnie, tak wrzawliwo, tak złocisto! Złoto lało się przez te białe rączki strumieniem; musiała je miéć dla siebie, aby wspomnienie wspaniałości hrabiny Cosel jéj nie ćmiło, dla siostry, dla matki, dla brata i — dla wszystkich szałów, które jéj przechodziły przez pustą, biédną główkę.
Feldmarszałek Fleming, który z innymi razem dzwonił na pozbycie się despotyzmu dumnéj hrabiny Cosel, rad był téj wietrznéj istocie, która nikomu, chyba sobie saméj tylko, mogła być niebezpieczną.
Było-to w maju roku Pańskiego 1718. Król wrócił z Polski uradowany istotném zwycięztwem Fleminga, gdy rzeczpospolita cieszyła się urojoném. Godziny jéj bytu zdawały się policzone.
Tymczasem król, znudziwszy się w Warszawie, gdzie mu niezmiernie wielu rzeczy brakło, gdzie tylko część wspaniałości, co go zwykła była otaczać, mógł miéć ze sobą — pragnął to sobie nagrodzić w Dreznie.
Stolica Wettinów rosła, budowała się, rozścielała széroko po obu Elby brzegach; pałace stawały, jak czarodziejską różczką z ziemi wydobyte. Za wilsdrufską rogatką po generale Birkholzu ogród i pałac, jak go naówczas nazywano „Dom turecki,“ zamieszkiwała piękna Marynia Denhoffowa. Dom, co dla niéj nie było bardzo pochlebném, otrzymała umeblowany przepysznie po turecku, na sposób sułtańskiego seraju. Tureckie i perskie, indyjskie i asyryjskie stroje, sprzęty, cacka były naówczas w największéj modzie.
Zbliżał się dzień urodzin królewskich, 12 maja. Z narady z matką Marynia postanowiła wielką swą miłość dla króla okazać mu w sposób pe-