Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/126

Ta strona została skorygowana.

i śmiészki pokątne wcale się zważać nie zdawał. Postać sama Serwusia czyniła go zabawnym. Trzymał się, jak mówiliśwy, nieco pochyło, patrzył z pod oka; usta miał wydęte osobliwie, czoło prawie zawsze namarszczone i pofałdowane, wyraz twarzy niby nadąsany. Rzadko kiedy mu się ona wyjaśniała, a była niepiękna, rysów grubych, płci ciemnéj, cóś sfinksowego w sobie mająca. Gdy się odezwał głosem, jakby z głębi piersi wychodzącym, stłumionym, choć mówił najgrzeczniéj, można go było o gniéw wewnętrzny posądzić.
Zdawał się obcy wszystkiemu, nie przyglądał się i nie przysłuchiwał nigdy, a mimo to widział i wiedział wszystko, postrzegł rzecz najmniejszą i pamiętał drobnostki. Służba go w niczém nigdy oszukać nie mogła. Podskarbi trutniem go przezywał i niewiele dlań miał afektu, nie mogąc mu podobno darować iż zrzucił sukienkę zakonną; ale posługiwał się nim czasami i nie zapominał o nim.
Serwuś nigdy o nic dla siebie nie prosił i mało czego potrzebował. Zmuszony jednak pokazywać się czasami na pokojach, musiał miéć w czém wystąpić przystojnie, ażeby państwu wstydu nie czynić.
Jadącemu do Drezna, podskarbi kazał dać dwa pasy piękne, sukna na kontusz, materyi pół sztuki francuzkiéj na dwa żupany, a na resztę garderoby hojnie wyposażyła groszem siérotę pani podskarbina. Dla siebie Serwuśby o to niewiele dbał, bo gdy na miasto wychodził, ubiérał się jaknajniepozorniéj; ale o honor domu chodziło mu wielce. Na pokoje więc, ilekroć trafiła się tego potrzeba, stawiał się przyzwoicie. Miał i szabelkę srébrem kutą, i buty safianowe czer-