czystości Niemców, dosyć niechlujna. Podwórze koni, bryczek, wozów, parobków, czasem wołów i świń pełne; izba wielka, ciemna, wrzawliwa, zapchana; osobne stancyjki dla podróżnych na górze małe, niewygodne, ledwie w sprzęt nieodbicie potrzebny zaopatrzone.
Gospodarz, pan Fryderyk Schwarz, dzień i noc latał jak oparzony, usiłując jaki taki utrzymać porządek. Trzy tłuste, przysadziste dziéwki służebne, w krótkich, wełnianych, grubych spódnicach, z rękawami zakasanemi wyżéj łokci, z włosami po wiejsku dziwnie na wiérzchu głowy związanemi, dwóch chłopców obszarpanych, klapiących pantoflami drewnianemi po podłogach, ledwie nastarczyć mogli nieustannemu wołaniu i potrzebom podróżnych; krzyki się rozlegały cochwila, a ogromna pani Schwarzowa, żona gospodarza, zarządzająca kuchnią, przysiąść przez cały Boży dzień nie mogła, to się kłócąc z dziéwczętami, to z kucharką, to z chłopcami i mężem a niekiedy nawet z zuchwalszymi gośćmi, którzy z izby jadalnéj aż do niéj apelowali.
Najwięcéj ją niecierpliwili panowie „Polaken,“ poczynający sobie zawsze z wielką bezwzględnością, wykrzykujący głośno, narzekający na to „psie niemieckie jadło,“ które im przez gardło przeléźć nie chciało.
Pomimo niedogodności gospody pod Trębaczem i wiecznych z Schwarzem sporów o rachunki, polska szlachta, uboższa zwłaszcza, stawała tu najchętniéj, bo Schwarz piąte przez dziesiąte mógł się z nią rozmówić łamanym jakimś językiem, który z biédy za polski uchodził. Pomagało mu do tego, że długo na Łużycach przemieszkiwał, a jéjmość, choć się do tego nie przyznawała, była rodem Wendką. Z wendyjska, to jest z serbska,
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/130
Ta strona została skorygowana.