Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/135

Ta strona została skorygowana.

obrazowo przedstawił palcami skutek otrzymany i pokazał aż dwie figi.
Serwuś głową trząsł z niedowierzaniem; twarz mu się zupełnie teraz zmieniła, nabrała wyrazu dziwnie poważnego, jakby uroczystego namaszczenia.
— Nie pochlebiajcie-no sobie tak bardzo i nie cieszcie się zawczasu! — rzekł powoli. — Wiele się im już zrobić udało! Nauczyli ludzi piéniądze brać, a sumienie sprzedawać, kłaniać się do ziemi; pozyskali sobie przyjaciół i przyjaciółek kupę. Groziła im konfederacya, a na czém się skończyło? Kto na niéj wygrał? Oni, nie my! nie my!
— Hę? jakto? — podchwycił Falbiński.
— A kto, proszę, kto? — mówił, coraz głos podnosząc, Serwuś. — Hetmanowie obaj zdradzili, dali panu Flemingowi dowództwo nad cudzoziemskim autoramentem. Cóż to znaczy, jeżeli nie wyrzeczenie się wszelkiéj siły i zdanie się na łaskę? Żołniérz obcy, choć go inaczéj odziano niż Sasów, saski jest zawsze i pójdzie na nas jak w dym i zrobi, co mu każą. Rozpędzą sejm, senatorów znowu, jak Jabłonowskiego, Czarnkowskiego i Urbanowicza, wpakują do Koenigsteinu i Pleienburga, a rzeczpospolitą w chłopy obrócą!
Rozgrzał się, mówiąc, Serwacy, podniósł ze stołka i padł nań znowu, poruszony wielce.
— Niedoczekanie ich! — zawrzał równie gorąco Falbiński — niedoczekanie! Zjedzą licha! Mogą panowie senatorowie sprzedawać siebie, żony i córki, ale szlachta się w dyby zakuć nie da! Co nie, to nie. Pójdą wszyscy, jako jeden, choćby tysiącami ginąć mieli, pójdą i szablami przypomną Pacta conventa! Zjedzą licha!.. Zginie dużo, a no, co robić? na nasienie cóś zawsze zo-