Niedziw więc, że na dni kilka przed urodzinami pańskiemi musiała Denhoffowa z tureckiego domu uciec do matki, bo tam noc i dzień pracowali rzemieślnicy i wszystko stało rozrzucone.
Urodziny nadeszły wreszcie, a piękna Marynia, obejrzawszy zrana swój Birkholz, znalazła go gotowym na przyjęcie króla, który niespodziankami był zepsuty.
Na paręset osób przygotowano stoły i wino najdoskonalsze sprowadzono z Węgier umyślnie, bo króla upoić było koniecznością, a Denhoffowa zaklinała się wcześnie, iż nikt od niéj trzeźwym nie wyjdzie. — Szło jéj téż bardzo o to, ażeby Polacy znajdujący się w Dreźnie świadkami byli jéj tryumfu i mogli o nim za powrotem opowiadać. Zaproszeni byli wszyscy.
Marynia na ten dzień ubrana była w lamę srébrną, w koronki, w brylanty i wyglądała odmłodzona, odświéżona, rozjaśniona szczęściem, tak że matka się nią nacieszyć nie mogła. Wieczorne światło bardzo jéj było do twarzy, bo na téj niby dziécięcéj twarzyczce życie burzliwe, namiętne, wyryło już niezatarte siady, ale tak jeszcze była piękną, a w oczkach złośliwych, a w ustach naprzemiany uśmiéchających się słodko i szydersko tyle jeszcze było naturalnego i tyle wyuczonego wdzięku!...
Mrok padał, gdy przybył król, którego powitały muzyka, śpiewy i piękna gospodyni, z najpiękniejszemi towarzyszkami, poubiérane za pasterki niby, z bukietami w ręku, z wieńcami, któremi króla oplotły.
Wszystkie panie były w bieli, wiosennemi kwiaty strojne. Królowi dostała się najpiękniejsza gospodyni; inne damy losami ciągnęły kawalerów, którzy im przez ciąg tego wieczora służyć mieli.
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/14
Ta strona została skorygowana.