można, iż czuł że z tym Dziubińskim niezgrabnego bąka ustrzelił. Zawrócić się było zapóźno.
— Ale, słuchaj-no — odezwał się nagle, z krzesła wstając, jakby go co ruszyło, gdy posłyszał na schodach jakieś stąpanie. — Ty mi widzę nie dajesz wiary, a cóż to dopiéro będzie, gdy się jeszcze u mnie z kim takim spotkasz, co ci nie przypadnie do smaku?
— No, z kim? — odparł zdziwiony Serwuś.
— Wieczyście zapomniałem — kończył Paweł — a oto tylko co nie widać, przyjdzie tu nasz dawny kolega, pamiętasz, Bildiukiewicz? Wstąpił potém do nowicyatu i dziś pater.
— Pamiętam go. Wszakże razem z nim jeszcze późniéj byłem w Rzymie i kawał nowicyatu z nim pospołu odbyliśmy.
— Otóż, dziś-em go na ulicy niespodzianie zszedł — mówił Paweł. — Jest tu przyjazdem. Kręci się około dworu. Poznał mnie zaraz, zaczął się dowiadywać pocom przybył, gdzie stoję. Z jednegom mu się wyłgał, ale do drugiego musiałem przyznać. Obiecał zajść pod wieczór.
— To nic — rzekł Serwuś spokojnie. — Rad go zobaczę. Nie potrzebuję cię przestrzegać, abyś język za zębami trzymał, kiedy on około dworu się kręci.
Paweł uderzył się w czoło i rzucił żywo:
— O, tego mi mówić nie trzeba!
Na wschodach wistocie zbliżający się chód słychać było i rozmowę głośną z Niemcami. Spodziewający się Bildiukiewicza Połubiński, przeczuwając go, poszedł do drzwi. Serwuś został w miejscu, ale jak obcując z Połubińskim urósł był w butę i powagę, tak teraz znowu wrócił do swéj zwykłéj pokory: skurczył się, zmalał; przybrał twarz swą powszednią i zboku siadł na stołku.
Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/145
Ta strona została skorygowana.