Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

Co miał najdostojniejszego dwór, znajdowało się dnia tego u Denhoffowéj. Służba stojąca u drzwi wpuszczała zaproszonych, ale nikogo wypuścić nie było wolno.
Wszyscy musieli dotrwać tu aż do upojenia rozkoszą i winem. Pośrod kobiét jaśniały najpiękniejsze twarze, najświetniejsze imiona i najniebezpieczniejsze gospodyni nieprzyjaciółki, które się do niéj najsłodziéj uśmiéchały.
Zbytek ten, z którym występowała ulubienica króla, raził i napełniał zazdrością. Po za Marynią spoglądano szydersko, ruszano ramionami, a niejedne usta szepnęły. „Niedługo to potrwa, niedługo.“ — Muzyka z Włochów złożona brzmiała pieśnią wesela. Król oglądał się, promieniał, był rad i piękne rączki nadskakującéj mu gosposi całował.
Ale dla króla nie było przyjęcia bez wina i upojenia. Wnet puhary krążyć zaczęły i zdrowie pana wypito z wrzawą, która się w mieście echem odezwać musiała. Zagłuszyła ona muzykę. Kilku polskich gości podniosło kielichy do góry, podrzuciło czapki, kilku poszło do kolan pańskich z życzeniami.
Kielichy, ledwie wypróżnione, napełniały się za zdrowie Denhoffowéj, które król wychylił ogromnym puharem. I znowu wrzawa się podniosła wielka, a muzyka zatrąbiła wiwatem
Taki był początek uczty. Jaśniały ogród, dom, drzewa, ogrodzenie w płomieniach i całe wieńce lamp, przeplatane kwiatami, łączyły z sobą gałęzie lip i świerków. Wpośród nich wystawione stoły ogromne połyskiwały cudowną zastawą, kryształami, porcelaną, srébrami.
Trochę na uboczu stali pan starosta Kociełł z panem podkomorzym Dziubińskim. Obaj mieli