Strona:Skrypt Fleminga I.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

— Jeżeli mi chcesz powiedziéć, kochana hrabino, że Vitzthumowa mojego brata i mnie nienawidzi i radaby pod nami dół wykopać, nie jest to dla mnie nowiną, wiem o tém zdawna — odezwała się gospodyni głosem łagodnym, bez najmniejszego wzruszenia. — Powiédz mi raczéj, kogo hr. Rachela kocha, oprócz siebie i swoich piéniędzy; zatobym ci była bardzo wdzięczną.
— No, to powiem właśnie — szybko dodała Denhoffowa. — Piękny ma gust: kocha Watzdorfa! — To mówiąc, klasnęła w białe, śliczne łączki, całe pierścionkami okryte, i poczęła główką zabawnie potrząsać. — Watzdorfa! tego obrzydliwego gbura, chłopa, na którego ja patrzyć nie mogę. Zdaje mi się że go jeszcze czuć gnojem. Wdzięczy się do niego, do jego żony... do...
W dzięczy się? ze swemi przekwitłemi wdziękami! — szepnęła cicho podskarbina.
— O! dla Watzdorfa, którego żona do kucharki podobna, jeszczeby hr. Rachela specyałem była — śmiejąc się, zawołała Denhoffowa. — Ta ogromna szkuta, ze swym zadartym noskiem, który się coraz mocniéj do góry podnosi, piękniejsza jest jeszcze od swego ulubieńca. Ale co ja ci powiem — dodała, schylając się. — Zaręczają mi napewno, że Vitzthumowa, rozumié się przez Lubomirskich (zmiłuj się, o tém nikomu! zgubiłabyś mnie) do Pociejowéj posyła, buntuje hetmanową Sieniawską, ma konszachty z Polską, a nie mogąc tu szkodzić feldmarszałkowi, tam przeciw niemu ludzi podburza. Nawet (tu schyliła się do samego ucha) wczoraj... dzisiaj jakiś posłaniec z Polski przybył do nich po piéniądze.
Resztę Denhoffowa dokończyła minkami, wyrażającemi najwyższe oburzenie.
— A, moja droga — odparła spokojnie pod-